piątek , 19 kwiecień 2024

Zetorius – Totalizetor (2012) [recenzja]

W ramach odpoczynku od wieloletniego projektu muzycznego o nazwie One Million Bulgarians, jego lider i założyciel postanowił zaprezentować tym razem całkowicie odmienny i nowatorski materiał dźwiękowy pod postacią podwójnego albumu o tytule „Totalizetor”. Płyta bez zbędnego szumu medialnego ukazała się 12 czerwca 2012 r. i z pewnością jest to unikatowe dzieło, z jakim prawdopodobnie nie mieliśmy jeszcze do czynienia na polskim rynku fonograficznym.

Na uwagę zasługuje w pierwszej kolejności fakt, że wszystkie kompozycje powstały w dwóch wersjach językowych: polskiej i francuskiej. Nie są one jednak wiernymi kopiami samych siebie. Już po pierwszym przesłuchaniu krążka o numerze 1 ma się chęć przekonania, jak całość brzmi w języku francuskim. W większości przypadków poszczególne wersje utworów różnią się, zarówno pod względem wokalnym (są po prostu śpiewane przez inne osoby), jak i dźwiękowym. Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby możliwe było wierne odwzorowanie danego przekazu po francusku w sposób identyczny, jak się tego wcześniej dokonało w języku rodzimym.

Okładka płyty Zetorius – Totalizetor (2012).

 

Okładka „Totalizetora” to projekt autorstwa Aleksandry Andrzejewskiej i jest on utrzymany w czarno-białej stylistyce (wręcz można powiedzieć – oldschool’owej). Motyw przewodni rysunku stanowi emanująca energią postać Zetoriusa, stojącego nieopodal niezidentyfikowanej maszyny liczbowej. W ubogiej książeczce zabrakło niestety tekstów piosenek.

Muzyka zawarta na albumie to praktycznie niemożliwa do zaszufladkowania wizjonerska i twórcza mieszanka elektroniki i żywych instrumentów (głównie gitar i perkusji). Wielokrotnie autor posiłkował się łamanymi bitami (wykluczając przy tym potrzebę korzystania z jakichkolwiek sampli). Stąd też niektóre z numerów, ze względu na specyficzne brzmienie i rapowane frazy, można próbować podpinać pod kategorię ambitnego hip-hopu. Materiał powstał przy udziale kilku gości, m.in. Ingi Habiby, Kazimierza Zaborniaka i Anne Casidanus. Różnorodność wokalna (bez określonej dominacji jednej osoby) to dodatkowy atut „Totalizetora”.

Album otwiera tytułowa kompozycja przybliżająca słuchaczom, kim jest ów tajemniczy Totalizetor. Eksperymentalne dźwięki elektroniczne mieszają się z perkusją i gitarą, schowaną gdzieś w tle. Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku drugiego utworu „Punk Rock Dread”. Tutaj brzmienie gitary już od pierwszych taktów nadaje przyjemny klimat. To dość szybki kawałek (na tle całego krążka) z nieco humorystycznym przesłaniem o pewnej tajemniczej przepowiedni.

Na skróty” to z kolei pierwsza kompozycja promująca wydawnictwo Zetoriusa (dokładniej we francuskojęzycznej wersji pt. „Raccourci”), na której również po raz pierwszy pojawia się głos kobiecy. Mocno zaakcentowana łamana perkusja przyjemnie kontrastuje z mieszanką syntezatorowego brzmienia. Czwarty w kolejności numer „Black Shadow” kontynuuje eksperymentalne podejście do tematu przez autora. Pozytywne brzmienie całości (kosmiczne dźwięki przeplatane gitarą akustyczną) okraszone zostało typową manierą wokalną Jacka Langa (wspieranego m.in. przez bluesmana Kazimierza Zaborniaka).

Dalsza część materiału to seria rapowanych numerów, zainicjowanych kawałkiem „Jestem punktem”. Zetorius dzieli mikrofon z młodym, obiecującym raperem Maciejem Zdanowiczem. Jednym z najmocniejszych punktów wydawnictwa (i zarazem najlepszych utworów) jest szósty w kolejności „Północny Pacyfik”. Piękna, romantyczna kompozycja z nastrojowymi i melodyjnymi partiami gitar i poetyckimi dźwiękami klawiszy opowiada o człowieku uciekającym na łodzi przed końcem świata.

Dla zmiany nastroju pod numerkiem 7 w trackliście pojawia się „Stop-klatka”. W rapowanych zwrotkach przewija się samo życie, porównane do planu filmowego. Z kolei „Mieszkańcem duszy” to prawdopodobnie najlepsza kompozycja na „Totalizetorze”, pod każdym względem. Przemyślana i poruszająca warstwa liryczna umożliwia odbiorcy wyobrażenie sobie trudnej sytuacji młodego żołnierza, który ginie na wojnie. W treści przewija się także bezgraniczna miłość do matki. W specyficznej oprawie muzycznej główną rolę odgrywa zmienna linia basu, połamana perkusja i delikatnie zawodzące gitary. Interesująco wypada także refren wykonywany przez Jacka Langa (zwrotki rapuje ponownie Maciek). Głosy obu panów bardzo dobrze ze sobą kontrastują. Jedyne, do czego można się przyczepić (z fonetycznego punktu widzenia), to nagminne zjadanie ogonka przez obu wokalistów w wyrazach kończących się na samogłoskę „ę”.

„Totalizetor” w niemalże całej swojej okazałości.

 

Nieco ostrzejsze pod kątem warstwy muzycznej oblicze zaprezentował Zetorius przy kompozycji „Blues Baracuda”. Chociaż utwór prędkością nie zabija, to przesterowany dźwięk gitary robi swoje. Dużym atutem tego akurat kawałka są świetne popisy wokalne Kazimierza. Jak widać, klimaty blues’owe można wykonywać na wiele różnorodnych sposobów, niekoniecznie konwencjonalnych.

Kolejną porcję satyry odnaleźć można w utworze „Nie zakochuj się”. Pod kątem muzycznym ów kawałek niczym się nie wyróżnia, ale szczególną uwagę zwraca warstwa liryczna. Zawiera ona nawet bardzo znaną frazę, zaczerpniętą z jednego z przebojów Oddziału Zamkniętego, oczywiście dostosowaną na potrzeby specyficznego przesłania Zetoriusa.

Nieco breakbeatowe oblicze zaprezentował autor w przypadku „Tylko graffiti”. To kolejny utwór zasługujący na szczególną uwagę odbiorcy szczególnie dlatego, że jest on najszybszy spośród pozostałych zawartych na „Totalizetorze”. Fenomenalny klimat i brzmienie poszczególnych instrumentów stanowi pyszne opakowanie opowieści o przemijaniu, wspomnieniach (o niespełnionej miłości) i tym, co pozostanie po nas. Nie zabrakło tutaj odniesień do współczesnej rzeczywistości, zawartych m.in. w stwierdzeniu mówiącym, że „W tym kraju rządzi głupoty kult i całe armie pójdą stąd”.

 

Najbardziej tajemniczą kompozycją na albumie jest „Magilla”. W niej odnaleźć można wpływy twórczości One Million Bulgarians z ostatnich dziesięciu lat. Zresztą Zetorius postanowił niejako wskrzesić część refrenu utworu „Wyiluzjuj się” z „Rockładu Jazzdy” wydanego w 2006 roku i w „Magilli” tekst ten pojawia się ponownie. Brzmienie kompozycji jest stosunkowo brudne i pozwalające potwierdzić, że zadający pytanie „Co to będzie?” musi być Jackiem Langiem z OMB.

Totalizetora” zamykają dwa jakże odmienne kawałki. W „Zniknę” wokalnie udzieliła się Inga Habiba, a utwór można polecić wszystkim, którzy mają ochotę po prostu zniknąć z tego świata. Z kolei „Zakazaną piosenkę”, jak to sam Jacek Lang przyznał w wywiadzie, powinni śpiewać wszyscy. I rzeczywiście, humorystyczna parodia muzyki podwórkowej, poruszająca m.in. problematykę strachu i nieudanego macierzyństwa/ojcostwa (poprzez pryzmat persony Michaela Jacksona, ale bez problemu można w treści odnaleźć alegorię do pewnej pani, której to przyszło upuścić swoje dziecko). „Zakazana piosenka” to także najdłuższy numer na albumie i z pewnością gdybyśmy dalej żyli w czasach komunizmu, byłaby ona faktycznie zakazaną.

 

Tracklista albumu Zetorius – Totalizetor (CD 1 PL):

01. Totalizetor
02. Punk Rock Dread
03. Na Skróty
04. Black Shadow
05. Jestem Punktem
06. Północny Pacyfik
07. Stop-Klatka
08. Mieszkańcem Duszy
09. Blues Baracuda
10. Nie Zakochuj Się
11. Tylko Graffiti
12. Magilla
13. Zniknę
14. Zakazana Piosenka

Podróż po czternastu utworach zamkniętych w niespełna 57 minutach dobiegła końca. Czas sięgnąć po drugi krążek. Albo może nie, pozostawię tę czynność czytelnikom, którzy zdecydują się nabyć „Totalizetora”. Warto, bo z taką muzyką nie mamy na co dzień do czynienia. Odwzorowuje ona nowe oblicze artysty, potwierdza jego wizjonerską duszę i niekonwencjonalne podejście do tworzenia nowoczesnej muzyki. Bez sięgania po utarte schematy, covery, wycięte nie wiadomo skąd sample, Jacek Lang stworzył naprawdę udany i wyjątkowy materiał. Trzeba jednak dobrze się zapoznać z całością, by zaskarbić swoje serce eksperymentalnym przesłaniem. Gorąco polecam!

V-12/Tropyx
Szczecin, 9.02.2013 r.


Oficjalna strona Zetoriusa: http://www.zetorius.com/