piątek , 19 kwiecień 2024

Kombi – Nowy Album (2016) [recenzja]

Kombi - Nowy album (2016)Na tę chwilę od niespełna siedemnastu lat czekało tysiące fanów starego, dobrego Kombi. 22 stycznia 2016 r. ukazał się nowy studyjny album legendarnej formacji Sławomira Łosowskiego, zatytułowany po prostu „Nowy album”. Na premierowy materiał złożyło się 10 kompozycji (w tym jedna w wersji instrumentalnej) i dodatkowy bonus w postaci „Słodkiego miłego życia” w wersji koncertowej.

Historia grupy Kombi jest niezwykle długa i chwilami bardzo zawiła. Sławomir Łosowski (lider i założyciel zespołu) konsekwentnie i z wyczuciem realizował długofalowy plan powrotu legendarnej nazwy po jej kilkunastoletniej absencji na scenie muzycznej. Po raz pierwszy Kombi zaistniało ponownie w 2013 roku jako „Kombi Łosowski”. Rok później powrót do kultowej nazwy zespołu stał się rzeczywistością. Jedyne, czego w tym okresie możemy żałować, to tego, że album formacji Łosowski pt. „Zaczarowane miasto” z 2009 r. nie został wydany pod szyldem Kombi.

„Nowy album” ukazał się na płycie kompaktowej, zapakowanej w otwierany w dwie strony digipack. Wewnątrz znajduje się książeczka, w której na próżno szukać tekstów piosenek (jest to normą, jeżeli chodzi o wydawnictwa Sławomira Łosowskiego i Kombi). Są w niej zawarte za to fragmenty książki pt. „Słodkiego miłego życia”, która niebawem trafi do ogólnopolskiej sprzedaży. Okładka płyty nawiązuje po części do tej, jaką zawiera album „Nowy rozdział”. Wyeksponowane czerwone logo Kombi na czarnym tle musi przykuwać uwagę. Napis „Nowy album” przypomina wyświetlacz ze starego kalkulatora. W jednakowym stylu umieszczono tytuł na „Nowym rozdziale”. Podobieństw zatem jest sporo z wyjątkiem jednego istotnego szczegółu – zdjęcie zespołu znajdziemy dopiero we wnętrzu digipacka. Za to na przedniej okładce widnieje informacja o czterdziestoleciu zespołu. Jest tam także trójkolorowy zawinięty pasek, przypominający w pewnym stopniu czołówkę z dawnego programu telewizyjnego „Studio sport”. Całość może nie jest wybitnym dziełem artystycznym, ale skutecznie działa w kontekście odwołania do nostalgii.

Kombi - Nowy album (2016)
Kombi – Nowy Album.

Muzycznie Sławomir Łosowski wraz ze swoim synem Tomaszem (perkusistą), wokalistą Zbyszkiem Filem i basistą Karolem Kozłowskim, zaserwowali swoim fanom album „lekki, łatwy i przyjemny”. Słychać na nim niesłabnącą fascynację syntezatorowym brzmieniem, generowanym bez udziału nowoczesnych komputerów i wtyczek VST. Tak brzmi prawdziwe Kombi, bez drugiego „i” na końcu nazwy. W nagraniach gościnnie wzięły udział m.in. córki Sławomira i Tomasza, a wśród autorów tekstów znaleźli się Jacek Cygan, Marek Dutkiewicz i Agnieszka Burcan.

Kupując „Nowy album” oczekiwałem mimo wszystko kontynuacji „Zaczarowanego miasta” i powiem szczerze – zawiodłem się. Ale nie mogę za to nikogo winić. Sławomir Łosowski, dokonując pełnoprawnego powrotu Kombi na scenę muzyczną, kierował się chęcią stworzenia bardzo przystępnego materiału, który będzie nadawać się do stałej emisji w radiu. Nie znalazłem na nowym albumie szalonych, klawiszowych solówek, nawiązujących chociażby do takich kompozycji, jak „Wyspa Mgieł” i „Nocny pościg”, nie mówiąc już o „Czerwieni i czerni”, „Cyfrowej grze” i fenomenalnego „Pekinu – Digital sound”. Co gorsza, po kilkukrotnym przesłuchaniu „Nowego albumu” żadna z kompozycji nie utknęła mi w pamięci tak, jak przywołane powyżej utwory z „Zaczarowanego miasta”. No, może poza dwoma piosenkami promującymi krążek i najlepszym według mnie kawałkiem o tytule „Sen za snem”.

Rzućmy okiem na zawartość krążka. Album otwiera kompozycja „Na dobre dni”, do której powstał teledysk. Utwór jest stonowany, przystępny, radiowy z pozytywnym przesłaniem i charakterystycznymi wstawkami syntezatorowymi Sławomira Łosowskiego. Drugi w kolejności „Sen za snem”, to jak już wspomniałem przed chwilą, najlepsza kompozycja na „Nowym albumie”. Ma w sobie chwytliwy refren i ciekawie rozwiązany bridge w ostatniej części. Ciekawie brzmi „Nowy rozdział”, który być może jest ukłonem w stronę fanów pamiętających czasy trzeciej studyjnej płyty Kombi. Słyszalne w tle eksperymentalne dźwięki, przemieszane z klasycznym brzmieniem syntezatorów Sławomira Łosowskiego, stwarzają ciekawą aurę tajemniczości.

W utworze „Miłością zmieniaj świat” pojawiła się rapowana zwrotka Kuby Gołdyna, okraszona wstawką, przypominającą klimaty dubstepowe. „Siedem piekieł” z kolei wyraziście przypomina stare, dobre Kombi i pretenduje do miana kolejnego singla z „Nowego albumu”. Podobnie jest zresztą w przypadku kompozycji o numerze 7. „Niedopowiedzenia” zawierają zniekształcone komputerowo wstawki wokalne, a całość brzmi bardzo przyjemnie. Nie można nawet nic zarzucić partiom wokalnym w poszczególnych utworach. Zbyszek od lat wykonuje swoją pracę bardzo rzetelnie i jego głos idealnie pasuje do nowych dzieł muzycznych Sławomira Łosowskiego.

Kombi - Nowy album (2016) - widok od środka
Kombi – Nowy album – widok od środka.

 

Na płycie znalazło się miejsce na zaledwie jedną kompozycję instrumentalną o tytule „Słoneczny dzień”, która szczerze mówiąc przynajmniej mnie nie powaliła na kolana. Chociaż na plus trzeba podkreślić obecność solówki gitarowej w wykonaniu Wiktora Talarka. O ile Kombi to głównie klawisze Prophet-5 i Mini Korg 700s Sławomira Łosowskiego, to bez wstawek gitarowych zawsze będzie „czegoś” brakować. Będę z niecierpliwością czekał na nowe dokonania legendarnej formacji i mam nadzieję, że doczekam się kontynuacji „Zaczarowanego miasta”. I proszę mnie nie zrozumieć źle – „Nowy album” to mimo wszystko udany powrót Kombi na rynek muzyczny. Świadczy o tym entuzjastyczne przyjęcie płyty przez fanów i liczne pozytywne komentarze w Internecie. Życzę muzykom kolejnych 40 lat na scenie. 🙂

Paweł Ruczko
Szczecin, 2.03.2016 r.

5 komentarzy

  1. Zgadzam się z recenzją! Ja szczególnie lubię „Siedem piekieł” i „Na dobre dni”, a instrumental rzeczywiście mógłby być nieco ciekawszy. Choć też jest ładny! 🙂

  2. To jedna z najlepszych płyt Kombi, po kilku przesłuchaniach to wychodzi.

  3. Płyta bardzo słaba. Takich muzyków stać naprawdę na więcej. Podobno najlepszy bębniarz, a pełno automatu, podobnie z basem. Jestem rozczarowany. Pewien zespół nagrał płytę na setkę – słychać zabawę, emocje i kunszt muzyków. Tu tego zabrakło. 3/10

    • I ta płyta na setkę jest najsłabsza w ich karierze, przeszła niemal bez echa…

      • Sławek Łosowski stanął w miejscu, tak plastikowe brzmienie dzisiaj po prostu razi. Do tego wokal mający być kopią Skawy. Dobrze że się rozeszli bo z tej mąki chleba już by nie było. Skawiński i Tkaczyk mają dużo szersze horyzonty muzyczne.