czwartek , 28 marzec 2024

Ejtis Szoł – 13.02.2009 r. w Bydgoszczy [relacja]

Wielki show gwiazd lat 80: Wanda i Banda, Samantha Fox, Limahl i Kajagoogoo oraz Kim Wilde

Dnia 13-go lutego 2009 r. wybrałem się wraz z moją siostrą Justyną i jej koleżanką Kasią na koncert Ejtis Szoł do Bydgoszczy, na którym mieli wystąpić Kim Wilde, Kajagoogoo i Limahl, Samanta Fox oraz Wanda i Banda. Wielki show artystów z lat 80’s został zaplanowany na godzinę 20:30 w Hali Łuczniczka, znanej m.in. z występów polskiej reprezentacji siatkówki.

W naszą podróż do Bydgoszczy wybraliśmy się w piątkowe popołudnie pociągiem relacji Szczecin Główny – Warszawa Wschodnia. Punktualnie o 13:07 wyruszyliśmy w czterogodzinną podróż, którą umilała nam różnorodna muzyka. Dosiadła się do nas także pewna kobieta z małą dziewczynką, która stwierdziła, iż na jej prośbę wobec konduktora o otwarcie dla niej przedziału dla matki z dzieckiem, ten jej odrzekł, iż ów przedział jest otwierany tylko w sytuacji, gdy nie ma już wolnych miejsc w całym pociągu :).

Podróż przebiegała spokojnie i była przepełniona różnymi opowieściami związanymi z wypadami na inne koncerty. Kiedy dojeżdżaliśmy do Krzyża, wpadłem na pomysł, by zadzwonić do mojego dobrego kolegi ze sceny C64 o pseudonimie Data/De-Koder/Tropyx. Jak pomyślałem, tak wnet uczyniłem. Nasz dialog wyglądał mniej więcej tak:

– Cześć Radek! Co tam porabiasz, nie przeszkadzam?
– No cześć, jestem w pociągu w Krzyżu.
– Tak? Ja też…

I okazało się, że Data znajduje się w składzie obok naszego! Po chwili minęliśmy go stojącego przy oknie jednego z wagonów. Wnet zorientowaliśmy się, że oba składy będą połączone i po kilku minutach Data przybył do naszego przedziału. Byliśmy wszyscy nieźle zaskoczeni takim niesamowitym zbiegiem okoliczności, ponieważ jak się wnet okazało, Radek wybrał się w podróż do Warszawy na swoją uczelnię, na której studiuje. Jak sam stwierdził, poprawiliśmy mu humor, a ja dodałem, że takie spotkanie to jak szóstka w totka :). Data także dodał, iż jest to niesprawiedliwe, że my jedziemy na koncert, a on musi uczyć się do egzaminów :).

Dalsza podróż przebiegała pod znakiem interesujących opowieści Daty, który w pewnym momencie wyszperał ze swojej torby podróżnej laptopa i zaprezentował dziewczynom ściągnięte niedawno nowe filmy z sieci. Po wykonaniu pamiątkowych zdjęć rozstaliśmy się w Bydgoszczy z nadzieją ponownego spotkania w niedalekiej przyszłości.

Kiedy wyszliśmy z dworca głównego, skierowaliśmy się na ul. Dworcową. Po drodze wykonywałem różne fotki, jednakże ze względu na panującą wszędzie ciemność, miałem problemy z uwiecznieniem ciekawej architektury stojących przy ulicach starych kamienic. Ogólnie Bydgoszcz wywarła na mnie pozytywne wrażenie, a muszę zaznaczyć, iż byłem tam po raz pierwszy. Jednak zaskoczył mnie fakt, iż wiele kamienic w centrum miasta stoi opuszczonych i czekających na wynajęcie. Tak samo duża liczba takich zabudowań wymaga remontów elewacji.

Skierowaliśmy swoje kroki na starówkę, przechodząc także mostem nad rzeką Białą i podziwiając ciekawą rzeźbę metalową, zawieszoną w powietrzu na drutach. Obejrzeliśmy także spichlerze, zwiedziliśmy rynek na starówce, a także wykonaliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia przy zabytkowym tramwaju.

Po dłuższym spacerze z mapą w ręku, dotarliśmy do hali sportowej Łuczniczka, która muszę przyznać, prezentowała się bardzo elegancko. Potężna, masywna budowla, obficie oszklona, posiadający spory parking dla samochodów przed wejściem, który o tamtej porze był… prawie pusty! Była bowiem godzina 19-ta i chociaż w tym czasie rozpoczęto wpuszczanie publiczności do środka hali, tłumów absolutnie nie było. Pojedyncze osoby piętrzyły się przed wejściem, przy którym stały też małe stoiska z grillem. Wnet weszliśmy do środka, przechodząc bez problemu ochronę (nie było żadnego obmacywania, tak więc można było bez problemu wnieść co się chciało). Szatnia okazała się płatna, ale mimo tego zdecydowaliśmy się pozostawić tam nasze kurtki. Za to ubikacje były bezpłatne i wyglądały nawet dosyć schludnie. Na korytarzu rozstawione były małe stoiska z popcornem i z płytami i koszulkami Kajagoogoo. Ceny wydawnictw muzycznych były lekko wygórowane i np. za album trzeba było zapłacić 55 zł. Ogólnie wnętrze hali robiło duże wrażenie. Było bardzo przestrzenne i dało się zauważyć, iż cała budowla została zaprojektowana z głową. Pomyślałem od razu, iż tego typu inwestycje przydałyby się w Szczecinie, w którym oprócz hipermarketów, nie ma pomysłów na porządną rozrywkę.

Główna część hali z trzech stron była obsadzona licznymi krzesełkami, na których usadowiły się póki co pojedyncze osoby. Także przed sceną nie było praktycznie nikogo, dlatego wnet moja siostra udała się w tamtym kierunku, by zając nam dogodne miejsce. Płyta przed sceną została podzielona na dwie części, a po środku został wytyczony tor dla fotoreporterów i obsługi technicznej. W tle leciały różne oklepane przeboje z lat 80’ych, a ja w międzyczasie dokonałem konsumpcji wątpliwej jakości zapiekanki, zakupionej w górnej części hali. Wkrótce zszedłem na dół i spotkałem Slavka, znanego mi wcześniej z forum Ace Of Base. Zresztą byłem z nim umówiony i bez problemu się rozpoznaliśmy. Porozmawialiśmy trochę o muzyce i wykonaliśmy wspólne pamiątkowe zdjęcia. Poznałem także młodego 18-letniego fana Samanty Fox o imieniu Simon, który był niezwykle podekscytowany faktem, że zobaczy ją niebawem na żywo. Przy scenie stali już także wierni fani Kim Wilde w białych koszulkach ze zdjęciem artystki i motywem przewodnim z utworu „You Came”, wśród których najbardziej wyróżniał się Mateusz. Jego ręce wnet zostały naznaczone wielkim napisem, który uwieczniłem na zdjęciach. Zagadałem także do jednej z fanek i stwierdziłem, że również jestem zarejestrowany na forum Kim, ale nie logowałem się tam od dawna. Wkrótce wróciłem na stanowisko tuż przy barierce i oczekiwałem na rozpoczęcie koncertu.

Punktualnie o 20:30 na scenę wkroczył słynny Marek Sierocki i zaczął opowiadać o tym, co za chwilę się tutaj wydarzy. Następnie zaprosił pięciu ochotników z publiczności, by przeprowadzić z nimi mały konkurs, w którym nagrodami były trzypłytowe składanki Ejtis Top Killers. Pytania były proste i tendencyjne, m.in. należało wymienić nazwiska wykonawców dzisiejszego wieczoru, trzy tytuły piosenek Kim Wilde, tytuł piosenki Kim, którym debiutowała itp. Każdemu z pięciu uczestników tego mini konkursu udało się wygrać składankę i wszyscy uradowani wnet zeszli ze sceny. Następnie Marek Sierocki zapowiedział pierwszego artystę, którym była Wanda i Banda.

W tle przyciemnionych świateł na scenę wkroczyli kolejni członkowie zespołu wraz z panią, która śpiewała w chórkach. Rozbrzmiały dźwięki pierwszego utworu, którego niestety nie znałem (był to raczej jakiś nowy kawałek). Po chwili wkroczyła na scenę uśmiechnięta Wanda Kwietniewska, ubrana w czarne, obcisłe spodnie, równie czarny sweter i białą kurtkę. Pomachała na przywitanie zgromadzonej publiczności i rozpoczął się wielki show! Nie zabrakło takich hitów, jak „Kochaj mnie miły”, „Siedem życzeń”, którego refren był chętnie śpiewany przez publiczność, a także „Nie będę Julią”, „Podróżni bez biletu (Mamy czas)”, „Hej heja hej” oraz „Fabryka marzeń”. Na bis zespół zagrał „Hi-Fi”, czyli najbardziej rozpoznawalny utwór zespołu, bez którego nie mogło się tego wieczoru obejść.

Ogólnie Wanda i Banda wywołała na mnie niesamowite wrażenie. Świetne brzmienie, niezła dynamika i bardzo dobre zgranie zespołu. Wanda, jak za dawnych lat, była bardzo aktywna na scenie, ciągły uśmiech na twarzy, żywe ruchy, zaczepianie gitarzysty, dużo energii i świetny kontakt z publicznością! Ludzie bawili się doskonale i chętnie śpiewali refreny piosenek.

Niebawem Marek Sierocki zapowiedział drugiego artystę, którą była Samantha Fox! W świetle migających świateł i niesamowicie dynamicznego intra muzycznego, wkroczyły na scenę cztery młode tancerki. Wkrótce Samantha, ubrana w skąpy, czarny strój i widocznym dużym tatuażem na lewej nodze, pojawiła się na scenie i z uśmiechem na twarzy rozpoczęła śpiewanie pierwszego utworu, jakim był „I Surrender (To The Spirit Of The Night)”, zaaranżowanego w sposób nieco szybszy, niż oryginalna wersja z 1987 roku. Publiczność zaczęła klaskać i bawić się doskonale przy rytmach dynamicznej muzyki. Po pierwszym utworze Samantha przywitała publiczność i zaczęła śpiewać „Nothing’s Gonna Stop Me Now”. Przy okazji żywiołowo poruszała się na scenie, machała do ludzi, a także często tańczyła razem z tancerkami. W międzyczasie ochrona, ku mojemu zdziwieniu, wyprosiła wszystkich fotoreporterów z sektora znajdującego się pomiędzy publicznością, a sceną. A Samantha widać było, że bawiła się doskonale. Kolejnym utworem, jaki zapowiedziała Samantha, był tytułowy utwór z ostatniej płyty „Angel With An Attitute”, co przyjąłem z radością i okrzykiem „Angel!” :). Z uśmiechem na twarzy i przeszywającym dreszczem na całym ciele śpiewałem jedną z moich najbardziej ulubionych piosenek Samanthy.

 

Po „Angel With An Attitude” Samantha spytała publiczność, czy chcą sobie potańczyć. Odpowiedziały jej aprobujące okrzyki i wnet w głośnikach poleciały pierwsze takty jednego z najbardziej znanych popularnych utworów Sam o nazwie „I Only Wanna Be With You”. Samantha naturalnie dalej tańczyła na scenie i zachęcała publiczność do śpiewania refrenu. Wykonanie przez nią energicznego kopniaka w powietrze spotkało się także z dużym aplauzem.

 

Kiedy utwór się skończył, ze sceny zeszły tancerki, a Samantha spytała, czy publiczność dobrze się bawi. A następnie powtórzyła kilka razy „Touch Me” i stwierdziła, że to nie była ona i że pewnie ją z kimś innym pomyliliśmy :). A potem spytała, czy ktoś z publiczności jest zakochany, co spotkało się z odzewem młodego fana Samanthy w postaci okrzyku „I love you Samantha!”. Sam bez zażenowania odpowiedziała „I love you too”, a następnie zapowiedziała jedną ze swoich ulubionych piosenek o nazwie „True Devotion”. Jest to naturalnie romantyczna ballada, którą również bardzo lubię. Z radością więc ją śpiewałem, by po pewnym czasie zostać niesamowicie zaskoczonym po raz drugi tego wieczoru. Albowiem utwór ten został połączony z innym kawałkiem pt. „Dreams Unfold”, pochodzącym z ostatniej płyty Sam. Jest to także ballada, której obecności na tym koncercie absolutnie się nie spodziewałem. W trakcie wykonywania tego utworu Samantha machała jedną ręką, zachęcając publiczność do zabawy.

 

Gdy ostatnie takty „Dreams Unfold” dobiegły końca, tancerki powróciły na scenę i zostały przedstawione przez Samanthę, która przypadkowo zapomniała imienia jednej z nich :). Następnie zapowiedziała nowy utwór i na początku myślałem, że zaśpiewa swój ostatni singiel „Midnight Lover”, jednakże ku mojemu zdziwieniu i pozytywnemu zaskoczeniu, Samantha zadedykowała swoim fanom utwór „I Give Myself To You”, pochodzący z jej ostatniej płyty z 2005 roku. Niezwykle dynamiczny kawałek poderwał publiczność do zabawy, a na scenie tancerki wraz z Samanthą dawały czadu. A mnie po raz kolejny przeszywały ciarki na całym ciele i nie dowierzałem, ze kiedykolwiek ten utwór usłyszę na żywo. A jednak! Samantha dawała piękny popis na scenie, tańcząc i poruszając się z taką łatwością, że nikt by nie dał jej tylu lat, ile ma obecnie. Jednakże po skończonym utworze zeszła szybko ze sceny, a na pożegnanie powiedziała tylko „We’ll see you again!”. I to było prawdą, albowiem Marek Sierocki stwierdził, iż zabrakło w tym występie utworu „Touch Me” i zapytał publiczność, czy chcą jeszcze zobaczyć Samanthę. Oczywiście tłum ludzi krzyczał, że tak, no i wkrótce Sam wraz z tancerkami powróciła na scenę. Jednakże zamiast „Touch Me”, z głośników poleciał dynamiczny kawałek „Do Ya Do Ya (Wanna Please Me)”, który poderwał publikę do zabawy. A na koniec całego show – najbardziej znany kawałek Samanthy o nazwie „Touch Me (I Want Your Body)”, którego nie mogło zabraknąć tego wieczoru.

Setlista Samanthy Fox:

1. Surrender (To The Spirit Of The Night)
2. Nothing’s Gonna Stop Me Now
3. Angel With An Attitute
4. I Only Wanna Be With You
5. True Devotion \ Dreams Unfold
6. I Give Myself To You
7. Do Ya Do Ya (Wanna Please Me)
8. Touch Me (I Want Your Body)

Wnet zapadła cisza na scenie. Samantha Fox pożegnała się z publicznością, a Marek Sierocki rozpoczął zapowiadanie kolejnego artysty, jakim był Limahl i Kajagoogoo. Przy okazji mogliśmy zobaczyć ekipę techniczną wymieniającą zestaw perkusyjny, który stał na podjeździe z kółkami. Po chwili na scenę wkroczył zespół z Limahlem na czele. Wszystkim w oczy rzucał się charakterystyczny gitarzysta, który był ubrany w spódnicę, miał także skórzane, wysokie buty z klamrami oraz blond włosy związane w kiteczki i wielki tatuaż na lewym ramieniu, a w zasadzie całej dłoni. Rozpoczął się kolejny show, w którym główną rolę spełniał naturalnie wokalista zespołu – Limahl. Jednakże pomagał mu wspomniany przed chwilą gitarzysta, który śpiewał niektóre partie piosenek. Jako że nie znam dobrze twórczości Kajagoogoo, tak więc nie jestem w stanie przytoczyć tutaj tytułów wszystkich utworów, jakie pojawiły się tego wieczoru podczas ich występu. Ale naturalnie nie zabrakło słynnego „Never Ending Story” z repertuaru Limahla, a także „Too Shy” z pierwszego singla Kajagoogoo, otwierającego im drogę do sukcesu w 1982 roku. W trakcie show poleciała w stronę Limahla pluszowa maskotka, która wyładowała jednak obok gitarzysty. Ten najpierw jej nie zauważył, a gdy w końcu się o nią potknął, podniósł ją i rzucił w kierunku perkusisty :). W trakcie przerw między kolejnymi utworami Limahl i blond włosy gitarzysta podjęli próby mówienia po polsku, co oczywiście także spotkało się z dużym aplauzem wśród publiczności. Chłopaki z zespołu podarowali również jeden singiel z autografami, który pofrunął na środek płyty, odbił się od jednej osoby, by w końcu stać się łupem kolejnej, stojącej obok.

Zespół wywarł na mnie bardzo duże wrażenie. Wszystkie utwory brzmiały w mojej opinii niezwykle energicznie i profesjonalnie. Cały show nie miał prawa się nie podobać, czego dowodem było głośne skandowanie „Kajagoogoo!” przez zgromadzoną publiczność tuż po zakończeniu ich występu. Niestety, jak się po chwili okazało, był to jedyny wykonawca tego wieczoru, który nie miał zaplanowanego bisu. Tak więc obsługa techniczna zaczęła prace nad ponowną zamianą zestawu perkusyjnego, a Marek Sierocki zapowiedział ostatniego wykonawcę tego wieczoru, jakim była Kim Wilde!

Wkrótce artystka pojawiła się na scenie w towarzystwie swojego zespołu, w którym wystąpił ponownie gitarzysta Kajagoogoo w spódniczce, ale tym razem z rozpuszczonymi włosami i okularami przeciwsłonecznymi. Obok niego szalał z gitarą brat Kim – Ricky, który z uśmiechem na twarzy odgrywał swoje partie. Na wejście powitał nas utwór „Chequered Love”. Publiczność wariowała, a przede wszystkim dawał czadu sektor znajdujący się tuż obok mnie – reprezentacja polskiego fan clubu Kim Wilde. Przed koncertem rozwiesili oni wielki plakat oznajmiający, iż Polska kocha Kim, a także w trakcie odgrywania poszczególnych utworów trzymali w ręku albo róże, albo albumy, na których okładkach była Kim w serduszku z brytyjską flagą w tle i napis „Kim Wilde In Polish Hearts”. W kierunku artystki poleciały wspomniane przed chwilą róże, a także wielki pluszowy miś, którego Kim przez krótki moment trzymała w ręku. W pewnym momencie stojąca obok mnie Beata z fan clubu Kim Wilde wskazała mi, iż po lewej stronie przy scenie stoi Samantha Fox, która przyszła podziwiać występ swojej nieco starszej koleżanki z branży muzycznej. Widać było po jej reakcjach, że jest fanką Kim, albowiem śpiewała niektóre utwory i klaskała w dłonie. Przez pozostałą część koncertu skupiałem głównie swoją uwagę na niej, próbując przy okazji wykonać jakieś w miarę dobre zdjęcie moim aparatem z wyczerpanymi akumulatorkami. Sam w końcu dostrzegła mnie i uśmiechnęła się kilka razy, a także pomachała ręką w moim kierunku 🙂. Czułem się wyróżniony! Spoglądałem co chwilę także na scenę i wsłuchiwałem się w kolejne hity Kim Wilde, takie jak „You Came”, „You Keep Me Hangin’ On”, czy „Cambodia”, podśpiewując od czasu do czasu refreny. Jednakże ciągle zerkałem w stronę Samanthy, która nawet na pewien czas zniknęła mi z pola widzenia. Jednakże po pewnym czasie wróciła i bawiła się dalej, zwłaszcza przy bisowym utworze „Kids In America”.

Setlista Kim Wilde (podziękowania dla Mateusza):

1. Chequered Love
2. View From A Bridge
3. Cambodia
4. You Came
5. You Keep Me Hangin’ On
6. Kids in America

Kiedy koncert się skończył, zespół z Kim na czele opuścił scenę, a Marek Sierocki zaprosił wszystkich zgromadzonych w hali na dyskotekę przy rytmach muzyki z lat 80’ych. Postanowiłem wówczas przyłączyć się do grupki fanów Kim Wilde, ponieważ wiedziałem, że planują oni spotkać się z wokalistką. Przy okazji jeden z pseudo dziennikarzy przeprowadził krótki wywiad z Kate, a następnie część z nas wyszła na zewnątrz w celu spotkania naszych idoli przy samochodach. Ja wybiegłem szybko udając się na tył hali, gdzie przy wejściu czekała już mała grupka fanów. Wnet udało nam się wszystkim dostać do środka budynku, jednakże dalszą drogę do garderoby artystów zagrodzili nam ochroniarze. Po kilku minutach oczekiwania wpuszczona dalej została tylko grupka 8 fanów z fan clubu Kim Wilde, a po nich zaszczytu spotkania artystki twarzą w twarz dostąpił jeszcze Slavek. Pozostałym oczekującym, w tym także mnie, nie pozwolono wejść do środka, tak więc mogłem tylko pozazdrościć szczęśliwym osobom, które po pewnym czasie wyszły z autografami od Kim. Zostaliśmy wnet wyproszeni na zewnątrz budynku, gdzie oczekiwaliśmy dalej na pojawienie się kolejnych artystów. Wnet jako pierwsi wyłonili się muzycy z Kajagoogoo, a za nimi Limahl we własnej osobie. Fani przystąpili do zdobywania autografów i nie obyło się także bez incydentu. Jedna z fanek została brutalnie przytrzymana przez niezbyt ogarniętego ochroniarza, który zwyczajnie nie pozwolił jej na podejście w pobliżu Limahla i zdobycie od niego pamiątkowego podpisu. Dziewczyna krzyczała, by ten ją puścił, jednakże jej próba uwolnienia się z rąk brutala nie odniosła żadnego skutku. Ja w międzyczasie próbowałem wykonać jeszcze jedną fotkę Limahlowi, ale niestety mój aparat kompletnie odmówił mi posłuszeństwa i zrezygnowany poszedłem na drugą stronę samochodu, w którym to już usadowili się członkowie zespołu. W pobliżu stał Slavek, którego poprosiłem, aby wykonał mi zdjęcie na tle busa. W rewanżu ja mu wykonałem podobną fotkę i muszę przyznać, iż oboje mieliśmy wielkiego farta, albowiem sekundę później bus odjechał, a Slavka chciał już przegonić jeden z ochroniarzy.

W dalszej kolejności czekaliśmy na pojawienie się w drzwiach Samanthy Fox oraz Kim Wilde. W międzyczasie trwały różne dysputy, w tym także rozmowy o incydencie z ochroniarzem. Wkrótce doczekaliśmy się jedynie panów grających dla Kim Wilde, w tym jej brata – Rickiego, który był niezwykle sympatyczny, pozwalał sobie ze wszystkimi robić zdjęcia i odpowiadał na pytania fanów. Stwierdził także, że nie może nic powiedzieć na temat nowej płyty Kim, ale być może coś się ruszy w przyszłości. Po kilku minutach na korytarzu pojawiła się Samantha Fox, ale ochroniarze nie pozwolili jej wyjść na zewnątrz. Zawrócili ją niebawem do drugiego wyjścia, do którego zdecydowałem się szybko pobiec. Po kilku minutach kolejnego oczekiwania w końcu Samantha Fox wyszła na zewnątrz w asyście jednego z ochroniarzy. Slavek jako pierwszy podsunął jej okładki płyt do podpisania, a ja mu wykonywałem zdjęcia. Po chwili ja stanąłem przy SamancieSlavek wykonał mi tylko jedno zdjęcie, ale jakże cudowne! Samantha jednak nie była świadoma, z kim robi fotkę i przystąpiła dalej do podpisywania płyty kolejnej osobie. W międzyczasie stwierdziła, iż „That pen doesn’t work” mając na myśli to, że pisak trzymany w jej ręku zwyczajnie nie działa. Okazało się jednak, iż był on srebrny i pod światło nie było go dobrze witać. Niestety, toporny ochroniarz popędzał Samanthę, która nie sprawiała wrażenia, jak by się jej gdzieś śpieszyło. Wręcz przeciwnie – z uprzejmością i chęcią rozdawała autografy i gdyby nie presja ochrony, zapewne poświęciłaby nam troszkę więcej czasu. Odprowadziliśmy ją do busa i w tym momencie powiedziałem do niej głośno „You’ve been great!”. Samantha odwróciła się w momencie wsiadania do samochodu i z uśmiechem na twarzy stwierdziła „Oh it’s that you!”. Poznała mnie, ponieważ widziała mnie już wcześniej na czele widowni! Zaczęliśmy do siebie machać rękami i kciukami pokazywać znak „OK”. Na koniec Samantha wskazała na swoje usta, a następnie na szybę samochodu. Przez sekundę nie wiedziałem, co ma na myśli, ale wnet zrozumiałem, że jest to pocałunek! Odwzajemniłem więc go całując szybę i pomachałem jeszcze Samancie, która po chwili odjechała… A ja stałem niedowierzając temu, co przed chwilą wydarzyło się w moim życiu…

Niezapomniane spotkanie z Samanthą Fox!

Pamiątkowa i jednocześnie nietypowa fotka z Limahlem

Niedaleko stała grupka fanów Kim Wilde, która szykowała się do pamiątkowego zdjęcia. Rozwinęliśmy wkrótce ich wielki, czerwony plakat i przy blasku sztucznych ogni uwieczniliśmy na kliszy nasze spotkanie. Następnie podjechała taksówka i w towarzystwie Slavka udaliśmy się na dworzec kolejowy. Minęliśmy po drodze pub Jack Rocks, w którym jak słyszałem plotkę, miało odbyć się after party z udziałem gwiazd koncertu Ejtis Szoł. Przy wejściu stał jeden ze znajomych nam busów, ale jakoś nie byliśmy wszyscy przekonani, że ta plotka mogła by być prawdziwa. Jak się jednak okazało, była… Tak więc pozostał nam pewien niedosyt, a także rozczarowanie kiepskim poziomem informacji na ten temat.

Mając jeszcze godzinę do odjazdu pociągu, resztę czasu spędziliśmy w pobliskiej jadłodajni, a następnie rozstaliśmy się ze Slavkiem i udaliśmy się na nasz pociąg. O mały włos byśmy się na niego spóźnili, bo jak się po chwili okazało, skład stał już na peronie i czekał sobie zwyczajnie na odjazd. Na szczęście dostaliśmy się do jednego z wagonów, by po chwili mieć problem ze zrozumieniem, dlaczego na jednej z tabliczek jest napisane, że pociąg jedzie do Berlina. Jednakże nasze wątpliwości rozwiał jeden z konduktorów, wskazując wagony, które faktycznie jadą do Niemiec, a pozostałe do Świnoujścia. Rozpoczęliśmy więc poszukiwanie wolnego miejsca i udało nam się upolować jeden przedział, który niestety był dedykowany dla osób palących. Większość podróży więc spędziliśmy na korytarzu, ponieważ wewnątrz było bardzo gorąco. W Krzyżu czekał nas godzinny postój, w trakcie którego odłączano wagony kierowane na Berlin. Dziewczyny zahaczył konduktor i spytał je, czy zabrakło dla nich wolnych miejsc i wskazał na drugi wagon, w którym było więcej pustych przedziałów. Ulotniliśmy się więc z tamtego miejsca i znaleźliśmy wnet dobrą miejscówkę, w której siedział tylko jeden mężczyzna. Próbował nas on zagadywać, opowiadając historię o dwóch młodych policjantach podróżujących tym samym składem kilka godzin wcześniej. Jeden z nich, jak się okazało, psiknął drugiemu dla zabawy gazem po oczach, co spowodowało niezłe zamieszanie. Można więc było żałować, że ominęły nas takie atrakcje. Resztę podróży spędziliśmy drzemiąc, ponieważ zmęczenie dawało mocno znać o sobie. Dopiero o 7 rano dotarliśmy do domu, kończąc w ten sposób naszą podróż do Bydgoszczy.

Ejtis Szoł – 13.02.2009 r. w Bydgoszczy – galeria zdjęć!

Reasumując, koncert był dla mnie niesamowitym przeżyciem. Nie tylko ze względu na możliwość cofnięcia się w czasie i posłuchania starych, dobrych kawałków, ale przede wszystkim dzięki możliwości obejrzenia na żywo moich ulubionych artystów. Plusem całego show było bardzo dobre nagłośnienie i sama lokalizacja koncertu w Łuczniczce. Nie popisali się niestety organizatorzy i ochroniarze, broniąc nam dostępu do artystów po koncercie. Podobnie miała się rzecz z ogólną koncepcją całego show, w którym brak było pewnego rodzaju spontaniczności. Każdy z artystów grał określoną ilość utworów i podobnie było z bisami, które wyglądały na zaplanowane z góry. Mimo tego cały koncert uważam za udany i pozostaje we mnie tylko mały niedosyt związany z występem Kim Wilde, która nie zagrała żadnego z nowszych kawałków. Zaskoczyła mnie dodatkowo niska frekwencja publiczności. Z różnych źródeł wynika bowiem, iż podczas Ejtis Szoł w Bydgoszczy bawiło się wewnątrz hali od tysiąca do dwóch tysięcy osób. Pozostaje nam mieć jedynie nadzieję, że w przyszłości podobne imprezy będą w Polsce również organizowane i będą się cieszyć znacznie większym zainteresowaniem. Pozdrawiam wszystkich, których spotkałem na koncercie i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy w przyszłości :).

Paweł R. a.k.a. V-12/Tropyx
Szczecin, 20.02.2009 r.


Kasia, nasza towarzyszka koncertu i serdeczna koleżanka odeszła kilka dni temu z tego świata w młodym wieku. Dziś, dokładnie w piątą rocznicę oficjalnego uruchomienia serwisu internetowego River’s Edge, odbył się jej pogrzeb, na który przybyło jej liczne grono znajomych i przyjaciół. Pozostaną wspomnienia, wspólne zdjęcia i nadzieja, że może gdzieś tam w życiu pozagrobowym się znowu spotkamy… [20.02.2014 r.]