Zaledwie pięć miesięcy potrzebował Chippy do skomponowania 14 nowych utworów, składających się na trzeci w karierze album zatytułowany „Warsaw”. Plikowe wydawnictwo ujrzało światło dzienne 10 lipca 2012 r. i podobnie, jak wcześniej, dostępne jest do ściągnięcia za darmo (bądź po uiszczeniu symbolicznej opłaty) w dowolnym formacie plikowym na Bandcampie.
Szczególne wrażenie na pierwszy rzut oka robi przednia okładka, składająca się ze zdjęcia powielonego sześciokrotnie przy wykorzystaniu różnorodnych efektów wizualnych. W porównaniu z poprzednimi albumami, pierwszy raz autor zaprojektował cover dwustronny, a na jego wewnętrznej stronie umieścił tracklistę, kredyty oraz pozdrowienia.

Muzycznie album stanowi pewną kontynuację dotychczasowej twórczości Chippy’ego, o czym przekonać się można już na starcie, słuchając intra o tytule „Welcome Everybody”. Oprócz niezbyt pasującego tutaj (słynnego notabene) sampla z przemówienia Wojciecha Olejniczaka oraz kilku pomieszanych ze sobą głosów (zapraszających do odsłuchu), odnaleźć można tutaj przede wszystkim znaną z „Blastera” specyficzną, aczkolwiek minimalnie zmienioną melodię. Całość nie robi jednak oszałamiającego wrażenia i z pewnością „Beginning” z poprzedniej płyty był ciekawszym wprowadzeniem do całego materiału.
Początkowy niesmak bardzo szybko znika po pierwszych taktach utworu „I Call It Art”. Chippy sięgnął tutaj na wyżyny swojego talentu muzycznego i zaserwował odbiorcy prawdziwą perełkę muzyczną. Spokojny, niezwykle melodyjny i harmonijny utwór z niebanalnymi przejściami, kończy się po niespełna trzech minutach. A szkoda, ponieważ takich majstersztyków słucha się z przyjemnością, a ta powinna trwać po prostu jak najdłużej.
Niezbyt długie obcowanie z elektroniczną sztuką przerywa nieoczekiwanie tytułowy utwór, promujący notabene całe wydawnictwo (pochodzący z EP-ki wydanej pod szyldem Vj Productions). Przyjemny wokal Nori i Lio splata się z dynamiczną melodią i mocno wyeksponowaną linią basu. „Warsaw” to kompozycja godna uwagi nie tylko dzięki wyjątkowemu bogactwu kobiecego śpiewu, ale przede wszystkim dlatego, iż jest to drugi z najdłuższych utworów na albumie.
Tuż po nim następuje nastrojowy kawałek „Romance With Riaga” z typowym, jak na Chippy’ego, brzmieniem. Pierwszym z przerywników na „Warsaw” jest z kolei „Worse Art”, oparty o próbki samplowe z albumu „Katharsis” Czesława Niemena. Niespełna 40-sekundowy twór nie zachwyca, a wręcz przeciwnie – sprawia wrażenie totalnie zbędnego. Na szczęście kolejny kawałek o tytule „Madame Miharu Koshi” pozwala zatrzeć chwilowe niemiłe wrażenie. Piękna, romantyczna kompozycja z sympatycznym wokalem Miharu na czele pozwala odbiorcy wzbić się w przestworza i odpłynąć w beztrosce i odprężeniu. Wyśniony lot trwa jednak zdecydowanie za krótko. Utwór sprawia wrażenie niedokończonego i urywa się niespodziewanie po dwóch minutach. Szkoda, wielka szkoda!
Festiwal tego rodzaju kompozycji kontynuuje „Heros Dynamique”. Chociaż odmienny stylowo, zdominowany mocnym brzmieniem (zdającym świetnie egzamin na dobrej jakości sprzęcie muzycznym) i łamanymi bitami, zakańcza swój odsłuchowy żywot zaledwie po 46 sekundach. Czyżby autorowi zabrakło pomysłu na rozwinięcie kolejnej perełki na „Warsaw”, a może od początku z założenia miał to być tylko i wyłącznie kolejny przerywnik?
Przy „ósemce” Chippy popisał się ciekawą solówką na pianinie (utwór „Where’s My DX7?”), a z kolei „Don’t Stop The Rain” z klubowym brzmieniem należy zaliczyć do grona wyjątkowo udanych dzieł młodego kompozytora.
Wielbicieli nastrojowych, refleksyjnych utworów zadowoli z pewnością kawałek o tytule „March 2011”. Połączenie gitary i cudownego brzmienia pianina (z pominięciem perkusji), daje potężną mieszankę wybuchową, wyzwalającą przyjemny dreszczyk na ciele. Jest to także kawałek inicjujący spokojniejszą część albumu, pozbawioną dynamiki i ostrych partii syntezatorowych.
„Better Art” stanowi potwierdzenie powyższego stwierdzenia. Autor sięgnął w tej kompozycji ponownie po pianino, wprowadzając dzięki temu słuchacza w stan zadumy. O ambitnym podejściu do tematu świadczy podział utworu na dwie części: wolną i szybką, jednakże końcówka nadal utrzymana jest w stonowanym i wyważonym klimacie.
Spore wrażenie na słuchaczu może wywołać trzeci od końca utwór o tytule „Don’t Overrun, Baby”, brzmieniowo nawiązujący do muzyki syntezatorowej lat 80 (chwilami przypominający wczesne dokonania Depeche Mode). To bardzo udany i przyjemny w odbiorze kawałek, godny polecenia. Tuż po nim usłyszeć można najdłuższą kompozycję na „Warsaw”, stanowiącą notabene sequel słynnego „Escape” z „Blastera”. „Good Place To Hide”, bo o nim mowa, dynamiką nie grzeszy, ale nastrojem i klimatem – owszem. Odnajdziemy tutaj znane z „Escape” motywy dźwiękowe, składające się na bardzo udaną kompozycję. Nie przeszkadza fakt, że całość jest nieco wolniejsza i pozbawiona wokalu. Utwór, jak sama nazwa wskazuje, pozwala skutecznie zatracić się i oderwać od problemów dnia codziennego.
Na zakończenie Chippy zaserwował coś, co swoim brzmieniem ewidentnie przypomina mieszankę twórczości Marka Bilińskiego i Jeana-Michel Jarre’a. „Ohm Sweet Ohm” zachwyca swoją niebanalnością i ewidentnie pozwala odbiorcy cofnąć się w czasie. Album kończy krótka, bonusowa kompozycja, której pominięcie w procesie nagrywania płyty byłoby wskazane.
Tracklista albumu Chippy – Warsaw:
01. Welcome Everybody |
„Warsaw” potwierdza zatem spore umiejętności muzyczne Chippy’ego, jednakże chwilami można odnieść wrażenie, że materiał został przygotowany w pośpiechu. Co najmniej trzy kompozycje zasłużyły na ich rozwinięcie i wydłużenie (niespełna 36 minut w 14 utworach to zdecydowanie za mało!). Po materiale można także zauważyć, że autor powoli odbiega od dynamicznych utworów na rzecz nieco spokojniejszych i wolniejszych. Niedobrze! Chwilami „Warsaw” nie może przeskoczyć wysoko postawionej poprzeczki przez „Blastera”, jednakże z drugiej strony, słuchając chociażby utworu „March 2011” można zaobserwować, że Chippy pozytywnie rozwija swój talent muzyczny. Oby tak dalej!
V-12/Tropyx
Szczecin, 16.08.2012 r.