środa , 24 kwiecień 2024

Simon S. – The SEX Attack (2017) [recenzja]

Od modelingu i aktorstwa poprzez pisarstwo, aż po karierę muzyczną. Takimi umiejętnościami i osiągnięciami może pochwalić się urodzony w Niemczech utalentowany wokalista o pseudonimie Simon S. Zaledwie półtora roku temu zadebiutował utworem „Give Me Your Love Tonight”. Dziś ma na swoim koncie cztery single, dwa teledyski i jedną EP-kę. To właśnie niej przyjrzymy się dziś dokładniej.

Pierwotnie premiera „The SEX Attack” w wersji cyfrowej miała miejsce 15 lipca 2016 r. Po kilkunastu miesiącach Simon S. zdecydował się wydać materiał na CD w podziękowaniu za wsparcie wszystkim swoim fanom. Ostatecznie płyta ukazała się własnym sumptem 16 października 2017 r. Wyprodukowano 100 sztuk, z czego część nakładu trafiła w ręce najbardziej zasłużonych osób. Każda z nich uzyskała imienny autograf z dedykacją. Trzeba przyznać, że taka forma podziękowania zdarza się rzadko w branży muzycznej. To nie koniec działań związanych z promocją wydawnictwa. Artysta zapowiedział powstanie trzeciego teledysku.

Za wizualną stronę wydawnictwa odpowiadało dwóch panów: Ryszard Koperski jako autor zdjęć oraz Bartosz Kuśmierski, twórca projektu graficznego. Wbrew powszechnie przyjętym standardom w muzyce pop, nie zobaczymy na wydawnictwie retuszowanego zdjęcia twarzy wokalisty. Zamiast tego okładkę zdobi część jego postaci wykadrowanej od ust aż po pas. Prawa ręka trzyma za nogi rozebraną lalkę Barbie. Kontrowersyjny przekaz wzmacnia zawieszony na szyi Simona naszyjnik przypominający swym kształtem różaniec oraz założone na dłoniach skórzane rękawice, typowe dla klimatów BDSM. Zdjęcie zostało dodatkowo wzbogacone o plamy krwi, zapewne mające symbolizować akt defloracji. Tylna strona okładki jeszcze bardziej nawiązuje do tytułu wydawnictwa. Widoczna jest tam bowiem część sylwetki nagiej kobiety. Obok niej widnieje fragment kolczastego biustonosza, a całość naznaczona jest plamą krwi z zaciekami. Frontalna część okładki zawiera dodatkowo graficzny efekt postarzania. Szereg drobnych kresek niewidocznych na pierwszy rzut oka ma sprawiać wrażenie, jakoby byśmy mieli do czynienia z przedmiotem używanym bardzo często. Całość jak dla mnie prezentuje się wybornie.

Simon S. – The SEX Attack – okładka.

 

Za pośrednictwem debiutanckiej EP-ki jej autor Simon S. zaprasza nas do niezbyt długiej podróży po krainie synth popu i pochodnych klimatów elektronicznych. Autorką muzyki jest Maria Kraik, a piosenki wyprodukował Jerzy Jurkowski. Simon z kolei odpowiadał za warstwę liryczną poszczególnych kompozycji. A te dotyczą przede wszystkim złożonych relacji damsko-męskich. Miłość, pożądanie, naiwność i rozczarowanie, to motywy przewodnie poszczególnych kompozycji. Nie są one utrzymane w jednakowej stylistyce.

Seksualny atak otwiera numer o tytule „Give Me Your Love Tonight”. Jest to ukłon w stronę miłośników starego synth popu. Obok komputerowo przetworzonych wstawek wokalnych występuje tutaj charakterystyczna linia basowa i chwytliwy refren. Zdecydowanie najbardziej dynamicznym utworem na „The SEX Attack” jest „French Girl On The Dancefloor”. Mocny beat zachęci niejedną osobę do zabawy na parkiecie. Kolejny utwór na EP-ce jest bardziej romantyczny i stonowany. Podczas słuchania „Funny Games (Call Me If You Need Me)” na myśl przychodzą mi sceny ze starych filmów czy seriali z lat 80. ubiegłego wieku. Utwór opowiada o wykorzystywaniu ludzi na własne potrzeby, na co nierzadko zgadzamy się świadomie. Tytułowe stwierdzenie „Zadzwoń, gdy mnie potrzebujesz” jest tego oczywistym symbolem. Debiutancką EP-kę Simona S. zamyka opowieść o kobiecie upadłej, tzw. femme fatale. To kolejny bardzo ciekawie brzmiący synth popowy numer, w którym zastosowano połamany rytm i zaskakujące przejścia.

Śledząc dotychczasową karierę muzyczną Simona nie sposób odnieść wrażenia, iż jego znakiem rozpoznawczym stała się prowokacja i wyzwolona seksualność. Wykreował siebie jako osobę tajemniczą, zimną, mroczną, a być może dla niektórych nawet i wyuzdaną. Jednakże scena muzyczna rządzi się swoimi prawami i to właśnie one generują potrzebę przybierania nowego wizerunku. W rzeczywistości Simon jest całkowicie inną osobą i bardzo umiejętnie potrafi rozgraniczyć twórczość artystyczną od prywatnego życia.

W jego muzyce dostrzegalne są: pasja, zaangażowanie i emocje. Poszczególne utwory stanowią umiejętne przejście między synth popem lat 80. XX wieku, a współczesnością. To właśnie taką muzykę powinny serwować współczesne stacje radiowe, szczególnie w dobie popularności tzw. klimatów retro. Niestety, bycie niezależnym twórcą niesie za sobą konsekwencje w postaci trudności bycia zauważonym na szerszą skalę. Simon S. nie może jednak narzekać na całkowity brak fanów, co oznacza, że jest po prostu dobry w tym, co robi. Trzymajmy zatem kciuki za dalszą karierę „wyzwolonego skandalisty”.

Paweł Ruczko
Szczecin, 5.11.2017 r.