piątek , 29 marzec 2024

Riverwash 2011 – 2-4.09.2011 r. @ Klub Ferajna, Łódź [raport]

Piąta edycja „Riverwasha” (największego w Polsce party komputerowego) odbyła się w pierwszy weekend września 2011 roku. Tym razem partyzantów przywitało nieco ponure „miasto fabryk” (zwane potocznie Łodzią) oraz tutejszy Pub Ferajna, zlokalizowany przy jednej z najdłuższych handlowych ulic w Europie – ul. Piotrkowskiej. Oprócz miejscówki, zmieniła się w dużym stopniu także obsada organizatorska, w której skład obok V0yagera weszli: Bonzaj, UbikKBI. Cennego wsparcia techniczno-formalnego udzielili także: AceMan, Gorzyga, Longhi, Szymon oraz Yans.

Tradycyjnie jak co roku, na party place wybrałem się pociągiem, rozpoczynając podróż na stacji Szczecin Zdunowo. W Krzyżu spotkałem się z Datą/De-Koder/Tropyx, który stwierdził, że na peronie prawdopodobnie mijał go nie kto inny, jak Silent Riot. 😉 Nie dostrzegliśmy jednak nigdzie w okolicy słynnego organizatora sześciu edycji Symphony, aż do czasu przybycia na party place.

Wsiedliśmy niebawem do pociągu pośpiesznego, podążającego w kierunku Łodzi Kaliskiej. Jak to zwykle bywa, podróż upłynęła nam na koderskich dysputach, podczas których nie zabrakło sesji zdjęciowej z egzemplarzem Commodore 64 własności Daty. Na miejsce zajechaliśmy tuż po godzinie 19 i udaliśmy się na przystanek autobusowy linii 99. Po kwadransie przejażdżki Solarisem, znaleźliśmy się na ulicy Zielonej. Odległość kilkuset metrów, jaką dzieliła nas od party place, pokonaliśmy w kilka chwil z przysłowiowego „buta”.

Podróż na party place i pamiątkowa fotka z C64. PKP rulez. 🙂

 

Pub Ferajna umiejscowiony jest w oficynie jednej z kamienic przy ul. Piotrkowskiej 79. Miejscówka niezbyt urodziwa i atrakcyjna (sąsiadująca z lombardem), aczkolwiek sam wystrój lokalu stosunkowo klimatyczny i utrzymany w stylu retro. Przed wejściem zlokalizowane były parasole, pod którymi przesiadywało liczne grono scenerów. Przywitałem się jak zwykle ze wszystkimi, ciesząc się jednocześnie, że mogę widzieć tyle znajomych twarzy. 🙂 Dla zmęczonego o tej porze Kierownika nasze spotkanie było nieco kłopotliwe, albowiem zwyczajnie w świecie nie rozpoznał mojej postaci, zapewne z powodu nieco dłuższych niż zazwyczaj włosów. 😉 W dalszej kolejności przywitałem się serdecznie m.in. z SuperNoise’m, Argaskiem (wymieniając z nim kilka zdań na temat obecnego statusu mojej strony internetowej), a także Dante’m, Fei’em, Grogonem, Deadmanem, SzymonemRaf’em.

Po wejściu do lokalu natknąłem się na krążącego nieustannie KBI’ego, który zaabsorbowany był różnymi organizatorskimi czynnościami. Wejściówki sprzedawała jego urocza dziewczyna, która z uśmiechem na twarzy zapytała mnie i Datę, którą opcję preferujemy. 😉 Wybraliśmy pakiet „standard”, czyli wejściówka na całe party w cenie 50 zł. Po wklepaniu swoich ksywek do komputera, zaczęliśmy rozglądać się po party place. Kilkunastu scenerów oglądało jakieś produkcje na big screenie. Kącik organizatorów był niezwykle ciasny, pomimo tego na jego czele dumnie prezentowała się Komoda. 🙂 Rozstawione na kilku metrach kwadratowych stoły były przyozdobione w kartki z napisem „hands off”.

Organizatorski Commodore 64.
Partyzanci oglądają produkcje na big screenie.
Stricte oldskoolowy wystrój wnętrza lokalu.

 

Po chwili dojrzałem Jericho, który przedstawił mi kolejnego scenera (ksywka niestety umknęła mi uwadze), twierdząc, że kiedyś miałem okazję go poznać. Przy okazji zaczął wspominać dawne czasy, powtarzając co chwilę słowa w stylu „Tak, znacie się. On relokowal zaki”. 😉 Niestety okazało się, że owego scenowca niestety nie kojarzę, ale zawsze miło poznać kogoś, kto nie był na party od ponad dziesięciu lat. 🙂

Przywitałem się także z Silentem, który na widok Daty stwierdził mniej więcej coś w stylu „Jednak to ty byłeś na dworcu w Krzyżu!”. Rozpętała się przy tym dyskusja w temacie, „jak mogłeś mnie nie poznać”, ale nie trwała ona zbyt długo. 😉 Silent wnet zdecydował się opuścić lokal, pozostawiając w mojej opiece swój plecak.

Z relacji innych scenerów dowiedzieliśmy się, że część z nich okupuje party place już od południa, a w tzw. „międzyczasie” nie działo się zbytnio nic ciekawego, poza pokazem demek z Amigi, prowadzonego przez V0yagera. Warto nadmienić, że pierwszy raz w historii party komputerowych w Polsce, miał miejsce przekaz na żywo z party place w Internecie (tzw. „livestream”), za którego przebieg odpowiadał Topy44.

Topy44 nadzoruje livestream prosto z Riverwasha 2011 do sieci.

 

Na scenie instalował się ze swoim potężnym arsenałem nie kto inny, jak Czarny Jobacz, member artystycznego projektu Zorandom. Kolorowe Kaossillatory zdominowały stojący przed bigscreenem stolik, na którym pojawiła się także plastikowa kobieca twarz, zastępująca nieobecną na party nogę. 😉 Tuż przed rozpoczęciem muzycznego show, Willy oświadczył, że… zapomniał najważniejszej rzeczy – laptopa. Był to oczywiście żart, albowiem głównym przesłaniem artysty jest tworzenie wyjątkowych rozwiązań dźwiękowych, bazujących w głównej mierze na improwizacji, bez gotowych linii melodycznych (tzw. backtracków).

Występ Czarnego Jobacza składał się z trzech części. W pierwszej autor zaprezentował trudne do jednoznacznego scharakteryzowania, elektroniczne dźwięki, przeplatane wokalami, wyciętymi z różnych dziwnych produkcji. Druga część to klejenie nut w czasie rzeczywistym z wykorzystaniem różnorodnych sampli, nadesłanych Willy’emu przed Riverwashem. Prawdziwa zabawa rozkręciła się kilka chwil później, kiedy w ruch poszły szeroko rozumiane łamane bity. Część scenowców poderwała się do wspólnej zabawy, pozostali natomiast raczyli się złotym trunkiem na zewnątrz lokalu.

Czarny Jobacz stroi instrumenty przed występem.
Kilkanaście Kaossillatorów w akcji.
Tworzenie muzyki w realtime.
W zabawie uczestniczyła także plastikowa głowa. 🙂

 

Drugą gwiazdą wieczoru był zespół Krzyż:Kross, który podobnie, jak rok temu w Warszawie, wystąpił w jednoosobowym składzie. W skrócie mówiąc – był to najbardziej zwariowany show, jaki można było sobie wyobrazić! Początkowo nawet nie można było rozpoznać, czy jest to próba, czy właściwy koncert. 😉 Problemy techniczne zdominowały ponad dwugodzinne wydarzenie. Dźwięk nieoczekiwanie wyłączał się na góra dwie sekundy, co owocowało przekleństwami miotanymi przez Marco Finito.

Zanim koncert rozpoczął się na dobre, na scenie pojawił się Borys, zakładając na mikrofon plastikową głowę, co wywołało efekt buczenia statku i skończyło się stwierdzeniem, że Krzyż przed chwilą zacumował. 😉 Jako że wspomniany przed chwilą Borys nie chciał później zniknąć z pola widzenia, został wnet usunięty przez Silenta (za swój bohaterski czyn został okrzyknięty przez brać scenową mianem obrońcy Krzyża). 😉

Commodore 64 – narzędzie pracy Krzyża. 🙂

 

Koncert zdominowała spontaniczność i pyszna zabawa. Nie ma co ukrywać, że baunsowanie na dywanie podczas copy party nie należy do sytuacji często spotykanych. 😉 Pomimo uporczywych problemów technicznych (które w pewnym momencie zmusiły Krzyża do rezygnacji z gry na Commodore 64), publiczność bawiła się wyśmienicie, wśród której prym szaleństwa wiódł Arson. 😉 Jednym z elementów całego show był podwójny pokaz jazdy na brzuchu w wykonaniu Grogona, znanego także pod pseudonimem Foczka G. 😉

Krzyż:Kross zagrał najdłuższy w swojej karierze koncert na party komputerowym, którego bilans przedstawia się następująco: wyczerpanie całkowite repertuaru, ponad 20 zagranych kawałków, w tym kilka nieznanych Riverwashowej publiczności coverów (jak chociażby „Breaking The Law” jako „Mleko Wyloł”, niezliczona liczba przekleństw i problemów technicznych oraz wspólna zabawa na parkiecie do samego końca. 🙂 Jedyne, czego zabrakło, to klasycznych, Commodorowskich aranżacji chociażby takich utworów, jak „Don’t fear diabełka”, czy „Konkubent”.

Krzyż:Kross live @ Riverwash 2011!

 

Pod koniec koncertu Krzyżowi upadła na ziemię Komoda, z której wysypały się (na szczęście) tylko dwa klawisze. Znając dobrze wagę problemu, dokonałem szybkiej reanimacji klawiatury, a mój czyn w zasadzie nie został nawet zauważony. 🙂

Setlista zespołu Krzyż:Kross – 2.09.2011 r. w Łodzi:

1. Zerżnij mnie
2. Zwykła dziwka
3. Dosko
4. BMW
5. Dysko
6. Hellstyler
7. Szatanta
8. Ruda
9. Zwykła dziwka
10. Szatańskie wertepy
11. Samogwałt przy kostusze
12. PKS
13. Totalna hipnoza
14. Twoja Lorelei
15. Pójdziesz do piekła
16. Zerżnij mnie
17. Analiza
18. Ch… w d… konikowi
19. Mleko Wyloł
20. Hellstyler
21. Słodka dręczycielka
22. Szatanta

Pierwsze dwa utwory to prawdopodobnie element „strojenia” sprzętu przed właściwym występem, natomiast kilka ostatnich to niekończące się bisy. 🙂

 

Ze względu na dosyć późną porę i spore zmęczenie, podjąłem wnet decyzję o ewakuacji do pobliskiego schroniska. Rano skonsumowałem liche śniadanie, czyli bułki i jogurt (przypominające mi czasy Symphony 2002) i postanowiłem z Datą zwiedzić niewielki kawałek Łodzi, polując przy tym z aparatem w dłoni na stare autobusy i tramwaje. Wycieczka zajęła nam kilka godzin. W końcu dotarliśmy na Plac Dąbrowskiego, gdzie znajduje się tańcząca fontanna. Faktycznie, o pełnej godzinie rozbrzmiała melodia muzyki klasycznej, której wtórowały wystrzeliwane pod różnym ciśnieniem strumienie wody. Ogólnie jednak Łódź wywarła na mnie nieco smutne wrażenie, albowiem mnogość opuszczonych kamienic, sklepików, a nawet fabryk, jest nie do opisania.

Jeden z wielu przykładów opuszczonych kamienic w centrum Łodzi.
A może by tak pranie w fontannie? 😉

 

Kierując swoje kroki w stronę party place, dotarliśmy prawie na sam początek ul. Piotrkowskiej, gdzie trwał w najlepsze Ósmy Jarmark Wojewódzki. Masa ludzi piętrzyła się wokół rozstawionych w dwóch liniach drewnianych budek, a także pod sceną, gdzie swoje walory muzyczne w utworze „Chytry plan” prezentował wówczas zespół Zakaz Wyprzedzania. Z kolei kilkaset metrów dalej rozstawiona była mniejsza scena, gdzie jakiś DJ prezentował drum’n’bassowe kompozycje.

Ósmy Jarmark Wojewódzki w Łodzi i zespół Zakaz Wyprzedzania na scenie.

 

Po kilku minutach dotarliśmy ponownie na party place, gdzie ludność podzieliła się na kilka obozów. Pierwszy z nich, z Flap Jackiem i jego gitarą na czele, rozśpiewała się na dobre, nie zapominając o słynnym szlagierze „Zuzia, lalka nie duża”. Kolejna grupa scenerów okupowała wejście do lokalu, prowadząc jak to zwykle bywa, niekończące się dysputy, nie zawsze na tematy komputerowe. 😉 Wśród tłumu, bo tak można było nazwać dosyć liczną grupę przybyłych gości, dojrzałem m.in. Klax’a, którego obecność lekko mnie zdziwiła. 😉 Jednakże największym dla mnie zaskoczeniem było przybycie… Dakoty! O tak, nie widzieliśmy się od czasów Symphony 2003, tak więc było o czym pogadać. 🙂

Partyzanci debatujący przed wejściem na party place.
Spotkanie V-12 z Dakotą po ośmiu latach! 🙂

 

Jak się potem okazało, zaplanowane na godzinę 14 kompoty muzyczne, zakończyły się po potężnej obsuwie czasowej – dopiero kilkanaście minut przed naszym przybyciem na party place. Oprócz tego istotnym wydarzeniem wartym odnotowania był show Ubika, na który składał się pokaz różnorodnych animacji, wspieranych przez dubstepową oprawę muzyczną.

Jednym z ciekawszych pomysłów organizatorskich tegorocznej edycji Riverwasha było zainstalowanie na zewnątrz drugiego projektora. Wyświetlał on na ścianie kamienicy demka, których projekcja odbywała się wewnątrz lokalu. Był to jednym słowem bardzo trafny i klimatyczny pomysł.

Projekcja demek na ścianie kamienicy.
Partyzanci jak zawsze w formie. 😉
Struś pędziwiatr jako mistrz pierwszego planu. 😉

 

Większość ludzi skupiła się na rozmowach ze starymi znajomymi. Niektórzy z kolei umiejętnie wytropili niewielką sensację pod postacią nieoczekiwanego gościa wśród partyzantów. Otóż przed lokalem w pewnym momencie pojawił się… Cezary Mończyk, znany z telewizyjnego serialu „Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym”. Towarzyszyła mu odważnie ubrana kobieta, wzbudzająca swoim wyglądem ogólne zainteresowanie. Na widok tej pary nieliczni scenerzy byli na tyle podnieceni, że aż prosili mnie, bym uwiecznił tę wyjątkową chwilę na kilku zdjęciach. 🙂 Natomiast jedną z osób, która miała możliwość stanięcia oko w oko z niespodziewanymi gośćmi, był Kołacz.

Około godzin 21:30 rozpoczęła się muzyczna prezentacja możliwości układów scalonych AY i POKEY. Jako pierwszy interesujące kompozycje z ZX Spectruma odegrał nikt inny, jak słynny Yerzmyey! Był to przy okazji zaszczyt dla mnie móc poznać tego człowieka osobiście i porozmawiać o ciekawostkach związanych zwłaszcza z rosyjskimi odmianami Spektrusia. 🙂

Yerzmyey i Pinokio w akcji – pokaz możliwości układów muzycznych AY i POKEY.
Na zewnątrz też można było posłuchać 8-bitowych dźwięków. 😉

 

Nieco później do głosu doszedł drugi z zaproszonych gości – człowiek o pseudonimie Pinokio. Przedstawił on kilkanaście kompozycji (w tym także swojego autorstwa), odgrywanych na dopalonej Atarynce z dwoma POKEY-ami. Jego show zakończył cover słynnego przeboju Samanthy Fox o tytule „Touch me”.

 

Kolejnym punktem programu miał być set DJ-ski w wykonaniu Gargaja. Niektórych jednak zmęczenie powaliło na podłogę, przez co widok śpiących scenerów na dywanie wprawił w skonfundowanie nawet samego przybysza z Węgier. 🙂 Ponoć nawet doszło do ciekawego zwarcia Borysa z AceManem, ale na szczęście zakończyło się ono bez ofiar w ludziach. Dopiero po godzinie 23 rozpoczął się dynamiczny show muzyczny, który porwał do tańca sporą grupę ludzi (oczywiście po uprzednim usunięciu z parkietu tych, co leżeli. 🙂

Pierwsza partia śpiących partyzantów na dywanie.

 

Zabawa rozkręciła się na dobre, o czym świadczył tłok pod sceną. 🙂
Organizatorom również należy się chwila zabawy. 🙂

 

Gargaj tym razem wystąpił zarówno bez chusty na głowie, jak i jednego ze swoich atrybutów – rodzimej flagi. Przygotował także dosyć zróżnicowany set, w który wplótł mieszankę takich gatunków muzycznych, jak drum’n’bass, breaks, hardstyle i hardcore. Nie zabrakło także klimatów stricte oldskoolowych, czego przykładem była kompozycja Moby’ego „Feeling so real”. W pewnym momencie pod sceną zrobiło się tak tłoczno, że nie można było się swobodnie poruszać. 🙂 Występ Gargaja zakończyła ekstremalna kompozycja polskiego projektu muzycznego o nazwie Zombie, po której nastąpiła refleksja, pod postacią bardzo cichej i spokojnej melodii z repertuaru Nine Inch Nails.

 

Długotrwałe oczekiwanie na kompoty znużyło kolejną porcję scenowiczów. Na dywanie rozłożyło się kilka osób, pozostali zasypiali na krzesłach. Dopiero o 2 w nocy nastąpiło to, bez czego prawdziwe party nie mogłoby się obyć – kompoty! Potężne zmęczenie i ciasnota panująca w lokalu wpłynęły na brak żywiołowego aplauzu podczas prezentacji kolejnych prac. Na moją uwagę zasłużyły dwie grafiki cenionego i szanowanego przeze mnie Slayera (jak się potem okazało, zwycięzcy obu kategorii w gfx compo) oraz ciekawa praca Willy’ego o kontrowersyjnym przesłaniu. Pewnego rodzaju zaskoczenie stanowiło wystawienie pełnej wersji dema grupy Futuris, które zdaniem niektórych osób niewiele różniło się od poprzedniej, tej nieskończonej.

Oczekiwanie na kompoty. Druga partia śpiących partyzantów.
Druga w nocy. Better late than never. 😉
Ci panowie jeszcze dają radę. 😉

 

Za to miłą niespodzianką była prezentacja (prosto z Amigi) dema Ghostown, będącego w zasadzie kolekcją graficzną, co jak niektórzy zapewne pamiętają, miało również miejsce 8 lat temu na Symphony. Zabrakło natomiast pokazu demka z prawdziwej maszyny autorstwa grupy ZOO, stworzonego na platformę ZX Spectrum, które ze względów technicznych pokazane było z pliku .avi.

Demko grupy Zoo na platformę ZX Spectrum. 😉
Klimat produkcji pasuje do pory jej prezentacji na big screenie. 😉

 

Nowością na riverwashowych kompotach była kategoria Game Compo. Zgłoszono tutaj zaledwie trzy prace, w tym zabawną strzelankę do królików autorstwa AsmCode i Presto. Z kolei na Photo Compo zgłoszono najwięcej, bo aż 28 prac o różnorodnej tematyce.

Moją twórczość po raz pierwszy doceniono (o ile można tak to nazwać 😉 w kategorii Wild/Anim gdzie aż w trzech pracach dopatrzyłem się wykorzystania zdjęć, zapożyczonych (bez podania kredytów) z niniejszej strony internetowej. Były to odpowiednio: Infernal Connection/696 (wycięta część zdjęcia prezentująca pewną kobietę… ;), Projekt Biesiada/PSB (aż 4 zdjęcia z logiem River’s Edge) oraz Przybysze z Matplanety/TEH WEEABOOZ (2 zdjęcia z poprzednich edycji Riverwasha, pozbawione znaku wodnego).

Kompoty zakończyły się około 4 nad ranem. Towarzyszyły im nieprzerwanie różne problemy techniczne, związane głównie z zaskakująco dziwnym działaniem projektora. Widzowie bardzo często musieli podziwiać obrazek informujący o braku sygnału, a nawet w pewnym momencie organizatorzy dokonali restartu systemu, co oczywiście spotkało się z aplauzem ze strony publiczności. 🙂 Na czas prezentacji kwitów, wyłączony został przekaz live stream, ze względu na możliwość wystąpienia kontrowersyjnych materiałów w niektórych pracach. Anonimowa „produkcja”, nagrywana (zapewne telefonem) podczas zeszłorocznego Riverwasha, nie wywołała jednak żadnego zainteresowania (co więcej, na dłuższą metę była bardzo uporczywa i monotonna). Kwitów ogółem uświadczono niewiele i na jedyną uwagę zasłużył wycinek z gazety, informujący o nieprzeciętnej średniej Borysa ze szkoły podstawowej.

Memberzy grupy Tropyx @ Riverwash 2011!

 

Po kompotach większość ludzi ewakuowała się z party place. Ja z Datą również, nie zapominając oczywiście o wykonaniu grupowej fotki, na którą nie załapał się jedynie Jericho. Następnego dnia niestety nie było mi dane zawitać ponownie na party place, albowiem mieliśmy niewiele czasu, by dostać się na dworzec w Łodzi Kaliskiej. Zdążyliśmy w samą porę – dosłownie chwilę po nas skład wtoczył się na stację. Pożegnaliśmy się z Dakotą i wraz z Arsonem podążaliśmy w stronę naszych domów.

Riverwash 2011 – Galeria zdjęć:


Krzyżu pożegnaliśmy Datę, a po kolejnych dwóch godzinach dotarliśmy do Szczecina. Swoją podróż zakończyłem w Dąbiu, gdzie po chwili okazało się, że tym samym składem jechali Spider z Sebastianem. Jako że wszyscy mieszkamy na jednej ulicy, wróciliśmy wspólnie dzięki uprzejmości kobiety pierwszego z wymienionych. Na tym skończyła się kolejna daleka podróż na party komputerowe. 🙂

Na koniec chciałbym podziękować przede wszystkim organizatorom, którzy mężnie walczyli z przeciwnościami losu i mimo problemów technicznych, „pociągnęli” kompoty do końca. Serdecznie pozdrawiam wszystkich, których spotkałem na party place i cieszę się, że wielu z was po długiej przerwie pojawiło się ponownie na Riverwashu. 🙂

Pamiątkowy ident z Riverwasha 2011.

 

Pisząc ostatnie zdania raportu z Riverwasha 2011 naszła mnie mała refleksja. Otóż zauważyłem, że uczestniczyłem w pewnego rodzaju jubileuszowym wydarzeniu. Za mną pięć edycji Symphony i pięć Riverwashów. Przez wiele lat byłem świadkiem szeregu ciekawych wydarzeń, które zawsze starałem się uwieczniać w raportach. Najważniejsza w tym wszystkim jednak jest możliwość spotkania się z bracią scenową, która nawet po wielu latach przerwy powraca, by stwierdzić, że „to nadal się kręci”. Do zobaczenia zatem na kolejnym party komputerowym!

V-12/Tropyx
Szczecin, 25.09.2011 r.


Serdeczne podziękowania dla Daty za wspólną podróż oraz udostępnienie zdjęć, spośród których cztery wykorzystałem w niniejszym raporcie.