piątek , 29 marzec 2024

Bezprawna eksmisja mieszkańców Willi Grüneberga – nowe fakty

Wczoraj na terenie posesji przyległej do zabytkowej Willi Grüneberga przy ul. Batalionów Chłopskich 61 w Szczecinie odbyła się konferencja prasowa Stowarzyszenia „Ocalmy Zabytek” w związku z wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Prezes stowarzyszenia, pan Mariusz Łojko przedstawił sentencję wyroku, który zapadł 31 lipca 2014 r. Zebrany mocny materiał dowodowy pozwolił sędziom orzec, iż przeprowadzona niespełna dwa lata temu eksmisja mieszkańców Willi była niezgodna z prawem. Podobnie sąd postanowił w sprawie podziału sąsiadującej działki oraz zatwierdzenia projektu przesunięcia zabytku.

Na konferencji pojawiła się spora grupa przedstawicieli lokalnych mediów. Największe zainteresowanie wydarzeniem panowało wśród robotników krzątających się wokół Willi. Wśród obecnych byli także ci, którzy od lat wspierają działania Stowarzyszenia „Ocalmy Zabytek”: red. Janusz Ławrynowicz, Przemek Urbański i Przemek Matuszczyk (lokalni działacze społeczni), Małgorzata Wieland (solistka, pedagog) i Małgorzata Klorek (organistka, pedagog). Po tej samej stronie stanął także Wojciech Wilski, założyciel Stowarzyszenia „Szczecin bez korupcji”.

Pan Mariusz Łojko swoje przemówienie rozpoczął od stwierdzenia, iż wyrok NSA w Warszawie był dla jego stowarzyszenia sporym zaskoczeniem, ponieważ bardzo rzadko zdarza się w polskim systemie prawnym sytuacja, w której Naczelny Sąd Administracyjny rozstrzyga skargę ostatecznym wyrokiem, niepodlegającym zaskarżeniu. Zgromadzony materiał dowodowy (wskazujący na jawne łamanie Konstytucji, chroniącej własność prywatną), pozwolił sędziom uznać, iż decyzje prezydenta i wojewody Szczecina w kwestii wywłaszczenia i zatwierdzenia projektu przesunięcia zabytku były niezgodne z prawem.

Budowa trasy Szczecińskiego Szybkiego Tramwaju od kilku lat budzi żywe emocje wśród mieszkańców miasta. Należy jednak zauważyć, iż część z tych stanów emocjonalnych była i jest sztucznie napędzana przez nierzetelne media. Najwięcej na tym szumie stracili mieszkańcy domów, wywłaszczonych przez urzędników. Niewielu z nich było gotowych na wieloletnią walkę. Nie tylko mieszkańcy Willi Grüneberga utracili swoje nieruchomości niezgodnie z prawem. W podobnej sytuacji znalazł się pan Lech Tomaszewski, któremu urzędnicy zagrabili (bo inaczej tego nie da się nazwać) łącznie 800 m2 ziemi, na której nie była i nie będzie prowadzona żadna inwestycja budowlana.

Podczas konferencji pan Mariusz Łojko podkreślił, iż podstawowe zarzuty, które od samego początku były stawiane poszczególnym decyzjom prezydenta i wojewody, w końcu znalazły potwierdzenie w sądzie. Dwa lata walki z olbrzymią machiną urzędniczą (notabene opłacaną z naszych podatków) nie poszły jednak na marne.

Negatywną stronę wyroku, jaki zapadł 30 lipca 2014 r. w Warszawie, obrazuje dobitnie myśl, jaką przytoczył prezes Stowarzyszenia „Ocalmy Zabytek”:

„Okazuje się, że w kraju, w którym walczyliśmy z komuną, żeby obalić ustrój totalitarny i żeby tutaj zaprowadzić ideę samorządności, mamy do czynienia z bardzo drastycznym aktem bezprawia, bo okazuje się, że można bezprawnie komuś zabrać dom rodzinny, można zabrać jego nieruchomość i człowiek jest tutaj bezradny. Chyba nie chodziło nam o taki kraj, w którym człowiek będzie bał się o swoją własność? Decyzje prezydenta i wojewody naruszyły najwyższy akt prawny w Polsce – Konstytucję. To konstytucja chroni takie wartości, jak własność, dom rodzinny. I to martwi, że prezydent, który jest prawnikiem, który powinien reprezentować nas, władzę miasta z poszanowaniem prawa, dopuszcza się takich aktów przeciwko konstytucji”.

Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie uznał także, iż podział sąsiedniej działki pana Lecha Tomaszewskiego również nastąpił niezgodnie z prawem. Sam poszkodowany podczas konferencji podkreślił, iż zabrana mu część posesji nie jest kompletnie potrzebna na prowadzoną obecnie inwestycję. Ponadto nadal za zabrany teren musi płacić podatek gruntowy. Utrata ziemi wpłynęła również na wstrzymanie produkcji chryzantem. Prowadzone w sąsiedztwie prace budowlane wywołują pęknięcia ścian rodzinnego domu, czynią szkody w zlokalizowanej nieopodal szklarni.

Sprawa bezprawnego wywłaszczenia mieszkańców Willi zaczyna przybierać charakter ponadlokalny. Pan Mariusz Łojko zapowiedział podczas konferencji, iż wyrok sądu otwiera drogę do żądania zadośćuczynienia za doznane przede wszystkim szkody moralne. Mieszkańcy Willi padli ofiarą złodziei, albowiem podczas bezprawnej egzekucji komorniczej zostali pozbawieni dóbr na łączną kwotę 11 tysięcy złotych. Sprawa trafiła do prokuratury i została umorzona tylko i wyłącznie ze względu na absurdalne tłumaczenia urzędników, którzy stwierdzili, iż nie była to egzekucja, a oni jedynie pomagali państwu Kępińskim w przeprowadzce! Ci sami urzędnicy chwilę później złożyli do Sądu Administracyjnego pozew przeciwko mieszkańcom Willi odnośnie wyegzekwowania należnych pieniędzy za egzekucję, przedstawiając jednocześnie wszelkie dowody na to, iż taka egzekucja miała miejsce w określonym miejscu i czasie.

Decyzja Sądu Administracyjnego (wydana bez porozumienia z prokuraturą i Sądem Rejonowym) nakazywała wypłatę należności za przeprowadzoną egzekucję komorniczą (średnio po około 3 tys. zł na rodzinę). Na szczęście wyrok NSA w Warszawie potwierdził (przynajmniej w tym zakresie), iż prawda od początku leżała po stronie byłych mieszkańców Willi. Dlaczego szczecińscy urzędnicy dopuścili się tego rodzaju uchybień?

Jednym ze smutniejszych stwierdzeń, jakie padły podczas konferencji było zdanie mówiące, iż w Szczecinie nie ma kontroli nad urzędnikami i prezydentem. Nie wyciąga się konsekwencji i wniosków z błędów, które w urzędach popełniane są stosunkowo często. Przecież to nie pierwsza sytuacja w której Miasto traci dotacje unijne. Przykładem tego są wykryte nieprawidłowości przy budowie Centrum Żeglarskiego, warte 7 milionów złotych.

Niepewna swojej przyszłości może być także Zachodniopomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków, pani Ewa Stanecka. Jej kontrowersyjne decyzje w sposób wyraźny naruszają ustawę o zabytkach. Niedopuszczalne jest np. wydawanie decyzji o przesunięciu tylko części zabytku, a wyburzeniu pozostałej. Mało kto pamięta, że pierwotnie pani Stanecka zgodziła się na całkowite zburzenie zabytku, wydając decyzję zza biurka. Pan Mariusz Łojko podczas konferencji zapewnił, iż w najbliższym czasie sformułowane zostaną pozwy w stosunku do konserwatora za prowadzenie postępowania na szkodę byłych mieszkańców Willi i terenu zabytkowego.

Szczecinowi może grozić utrata dotacji unijnych na budowę SST, tj. ok 100 milionów złotych. To unijne dofinansowanie stanowiło motywacje dla urzędników, aby za wszelką cenę przeforsować źle przygotowaną inwestycję, łamiącą polskie i międzynarodowe prawo. Zignorowano bardzo cenną i niepodważoną do dnia dzisiejszego opinię pana dr inż. arch. Tomasza Cykalewicza w której wyraźnie zostało zaznaczone, iż kość niezgody, czyli kolektor ściekowy, mógłby być spokojnie umieszczony w innej lokalizacji, a zabytkowy obiekt nie musiałby być przesuwany.

To arogancja urzędników doprowadziła do obecnej sytuacji, w której z jednej strony stwierdzono złamanie prawa, z drugiej nie są wyciągane (póki co) konkretne wnioski. Jaka zatem będzie przyszłość zabytkowej Willi Grüneberga? Tuż po konferencji prasowej pan Mariusz Łojko bezskutecznie próbował skontaktować się z kierownikiem budowy SST. Ani on, ani jego zastępca, nie byli w tym czasie dostępni na budowie. Inżynier budowy odmówił przyjęcia dokumentów wskazujących, iż projekt przesunięcia budynku jest niezgodny z prawem. Inwestycja zatem trwa dalej w najlepsze.

Paweł Ruczko
Szczecin, 7.08.2014 r.